Od walki z chorobą po zostanie właścicielem agencji marketingu cyfrowego
Udział
Kariera w marketingu cyfrowym nie jest łatwa. Bycie właścicielem firmy też nie jest… Ale lubię wyzwania, więc zdecydowałem się zostać właścicielem agencji marketingu cyfrowego.
Podróż
Po ukończeniu szkoły średniej zdecydowałem, że chcę iść na uniwersytet nie po to, aby studiować coś, co ma określoną ścieżkę kariery po ukończeniu studiów, ale aby studiować to, co mnie wówczas interesowało. Uwielbiałem czytać, kochałem popkulturę i miałem obsesję na punkcie filmów. Nie było żadnego gatunku, który by mnie najbardziej interesował, po prostu uwielbiałem chłonąć informacje i historie.
Myślałem, że może chciałbym zostać reżyserem lub scenarzystą, ale jak zapewne wiesz, ścieżka, którą początkowo rozważasz, nie zawsze jest tą, którą podążasz.
Ukończyłem studia i uzyskałem wynik 2:1, po czym wróciłem do domu i pracowałem na dwóch etatach. Albo trzy, jeśli liczyć wolontariat, który też wykonywałem. Przepracowałem w Tesco tyle godzin, ile to możliwe, ucząc się wszelkich umiejętności w każdym możliwym dziale, aby móc dostawać więcej nadgodzin. Pracowałem na dzienne i nocne zmiany – często te zmiany się pokrywały. Pracowałem także w JJB Sports. Miałem czterogodzinny kontrakt, ale zwykle robiłem to trzykrotnie (a czasem nawet więcej), ale wtedy kontrakty na zero godzin stały się „rzeczą” i dlatego nigdy nie zobowiązali się do zwiększenia moich godzin kontraktowych. Oprócz tych dwóch prac zgłosiłam się jako wolontariuszka do lokalnego teatru, pomagając w organizacji scenografii i oświetlenia podczas przedstawień.
Po co poświęcać swój czas, słyszę, jak pytasz. Cóż, starałam się o pracę za pracą i było to brutalne. To była ciężka praca, nudna i rozczarowująca. Tak więc, będąc wolontariuszem, mogłem zrobić coś innego, poznać nowych ludzi i nawiązać przyjaźnie, a także dodać dodatkowe programy do mojego CV. To było coś, co przyniosło mi radość, której w tamtym momencie życia bardzo potrzebowałam.
Szczęśliwy traf pisarza
Podróżowałem po kraju i brałem udział w rozmowach kwalifikacyjnych… Nie przyniosło to pracy ani żadnych informacji zwrotnych, które pomogłyby mi poprawić moją pozycję, w końcu znalazłem pracę w lokalnym wydawnictwie magazynowym. Byłem zaskoczony, że rozmowa kwalifikacyjna poszła źle, więc kiedy zadzwonili i zaoferowali mi pracę, byłem trochę zdezorientowany i zaskoczony.
Praca nie była związana z pisaniem. Zostałem zatrudniony jako osoba ustalająca terminy w zespole sprzedaży. Zasadniczo byłem telemarketerem. Ale to była tylko stopa w drzwiach i byłem zdeterminowany, aby pokazać swoją wartość. Co więc zrobiłem? Pokonałem wszystkich. Mam umówionych więcej spotkań niż ktokolwiek inny. To samo w sobie spowodowało mały konflikt, ponieważ ci, którzy wcześniej byli najlepszymi zawodnikami, mieli w mieście nową konkurencję.
Utrzymałam swój występ, zdałam okres próbny, a następnie zadałam pytanie, czy mogłabym w wolnym czasie bezpłatnie pisać dla jednego z magazynów lub strony poświęconej ślubom, której oni również byli właścicielami. Oczywiście, powiedzieli, że tak. Niewiele osób odmówi darmowej pracy. Napisałam kilka artykułów na stronę ślubną, a następnie przedstawiłam kilka pomysłów na artykuły w lokalnych magazynach. Nie zgodzili się od razu, zamiast tego zlecili mi napisanie funkcji, które już potrzebowali. Jeden artykuł dotyczył sprawdzonego długopisu (ekscytujące, wiem!), a drugi – lokalnego artysty. Może nie była to praca, którą naprawdę chciałem wykonywać, ale byłem zadowolony z tego, co napisałem. Jednak przy drukowaniu pisma redakcja popełniła ogromne błędy, mój artykuł dosłownie nie miał sensu, usunięto fragmenty tekstu, inne fragmenty przeniesiono. Dostałem telefon od artysty, który był wściekły! Było to dla mnie nowe doświadczenie, ale poradziłem sobie z tym i wyjaśniłem, że napiszemy kolejny tekst.
W związku z tym problemem zaproponowałem nowy proces sprawdzania i redagowania, który wkrótce został wdrożony – szczerze mówiąc, nie mieli dużego wyboru, ale przynajmniej miałem rozwiązanie.
Niedługo potem osoba odpowiedzialna za stronę ślubną zdecydowała się odejść i powierzono mi jej rolę, pomagając jednocześnie wspierać lokalny magazyn. Tak więc z osoby ustalającej terminy zostałam redaktorem witryny ślubnej i redaktorem naczelnym lokalnego magazynu. Wysięgnik. W końcu zaczęła się moja kariera pisarska.
Ale… wiesz, jak życie lubi wrzucić klucz do dzieła… Cóż, tak się stało.
Walka z chorobą
Stwierdzono u mnie ropne zapalenie gruczołów potowych. Wymagało to ode mnie czterech operacji w ciągu roku. Powinienem był zostać w domu, ale miałem świadomość, że już wziąłem urlop z powodu choroby i było oczywiste, że mój szef nie był z tego powodu zadowolony.
Zawsze ciężko pracowałam, więc wytrwałam, co oznaczało, że trafiłam do gabinetu z otwartą raną (pierwsza operacja poszła nie tak – co doprowadziło do dalszych powikłań), masywną infekcją i straszliwą temperaturą.
Tak czy inaczej, postanowili dać mi więcej pracy. Przydzielono mi zadanie obsługi posprzedażnej, a następnie wyznaczono mi cele sprzedażowe, które miałem osiągnąć. Ciągle osiągałem te cele, więc ciągle je zwiększali. Wiedziałem, co się dzieje, i postanowiłem wydostać się z tak wrogiego środowiska pracy.
Zupełnie nowy cyfrowy świat
Cyfryzacja jest tu obecna, więc zdecydowałem się szukać pracy w agencji marketingu cyfrowego – gdzieś, gdzie mógłbym się uczyć i stworzyć nową ścieżkę kariery. Dostałem pracę oddaloną o około godzinę jazdy od miejsca, w którym mieszkałem, i było warto. Zostałem zatrudniony na stanowisku Content Marketing Executive i świetnie zacząłem. Po pierwsze, poprawiło się moje zdrowie. Byłem szczęśliwy i zdrowy. Popierałem wdrażany przez nich nowy system dotarcia do odbiorców PR. Wieczorami uczyłem się systemu i budowałem go, docierając do dziennikarzy, pozyskując treści, które napisałem dla klientów, publikowane w różnych serwisach informacyjnych. W ciągu miesiąca opublikowano mnie na kilku świetnych stronach internetowych, w tym na HuffPost!
Po trzech miesiącach moja menadżerka zdecydowała się przekazać jej wypowiedzenie, pozostawiając rolę Menedżera Treści otwartą. Nie chciałam tej roli, ale i tak się o nią ubiegałam. Chciałem wystąpić przed właścicielem agencji i zaproponować podział treści i utworzenie zespołu ds. zasięgu PR – oczywiście chciałem kierować działem zasięgu. Odbyłem rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko Menedżera treści i przedstawiłem im mój pomysł. I… zadziałało. Podzielili zespoły i przydzielono mi rolę menedżera ds. zasięgu.
Kontynuowałem pracę na tym stanowisku, szkoląc zespół i zapewniając klientom świetną obsługę przez około rok. W tym czasie przejąłem także rolę kultury i wydarzeń, w ramach których organizowałem imprezy zespołowe, spotkania towarzyskie i zachęty. Uwielbiałem patrzeć, jak ludzie wokół mnie rozwijają się i cieszą się atmosferą, którą pomagałem stworzyć.
Ciągle obracająca się maszyna
Po pewnym czasie, jak to często bywa, praca stała się monotonna. Powiedziano nam, abyśmy budowali powiązania, zbudowaliśmy powiązania, ale nie byłem zbytnio zaangażowany w relacje z klientami, więc ani ja, ani zespół nigdy nie widzieliśmy owoców naszej pracy. Nie wiedzieliśmy, czy klienci są zadowoleni, nie wiedzieliśmy, czy są inne wydarzenia, które moglibyśmy wykorzystać, aby zapewnić im większy rozgłos w mediach. Czy to, co robiliśmy, miało pozytywny wpływ?
Poprosiłem o większe zaangażowanie, o większą odpowiedzialność, ale ze względu na presję w innych miejscach w firmie nie było to wówczas możliwe. Zdecydowałem się więc objąć stanowisko wewnętrzne w firmie SAAS. Będąc tutaj, współpracowałem z menedżerem ds. marketingu, aby wdrożyć szereg zmian w witrynie i różnych innych elementach marketingu, aby wesprzeć ich rozwój. Ale znowu poczułem się niespokojny. Wiedziałem, że mogę osiągnąć więcej. Pomóż większej liczbie osób. I jeszcze bardziej rozwijaj mój zestaw umiejętności.
Podjęcie skoku
Musiałem poczekać jakiś czas, zanim dostałem kredyt hipoteczny (nie można dostać kredytu hipotecznego bez posiadania pięcioletnich ksiąg, ale można, po prostu będąc zatrudnionym – najwyraźniej jest to bezpieczniejsze), ale kiedy już go miałem i ja byłem zdecydowany działać sam, złożyłem wypowiedzenie.
Miałem trzy miesiące na wymyślenie, co właściwie będę robić i rozpoczęcie pozyskiwania klientów. Pracowałem na pełny etat, ale w przerwach na lunch, pracowałem wieczorami i pracowałem w weekendy, żeby załatwić sprawę. ziemia. Nawiązałam kontakty i umawiałam spotkania, kontaktowałam się z lokalnymi firmami, wyjaśniając, że jestem niedaleko nich i że zajmuję się copywritingiem.
I tak to się wszystko zaczęło. Kiedy w końcu skończyłem pracować w okresie wypowiedzenia, wszystko przyspieszyłem. Jednak w ciągu pierwszych trzech miesięcy prowadzenia firmy na pełen etat otrzymaliśmy wieści, które wstrząsnęły rodziną. Wymagało to ode mnie poświęcenia trochę czasu na wsparcie rodziny i był to okres pełen emocji. Jednak zanim będziesz mógł zadbać o innych, musisz zadbać o siebie, więc podniosłem się i ponownie zacząłem rozwijać swój biznes.
Reszta to historia… że tak powiem. Oficjalnie uruchomiłem Spierać się w 2016 roku i dwa lata później do firmy dołączył mój mąż. Oboje mamy doświadczenie w agencji i uzupełniamy się umiejętnościami, więc to było dobre dopasowanie. Krótko po zatrudnieniu pierwszego pracownika nie wyszło, ale wszyscy byli życzliwi. Później zatrudniliśmy kogoś innego i ta osoba jest z nami do dziś.
Zbudowaliśmy firmę tak, aby była bardzo stabilna finansowo. W świecie biznesu króluje gotówka. Musisz później sprawdzić swoje przepływy pieniężne i upewnić się, że w banku wystarczy na czarną godzinę.
Quibble to teraz mały, ale potężny zespół składający się z pięciu osób. Obecnie oferujemy szeroką gamę usług marketingowych, od marketingu treści i cyfrowego PR, po SEO, PPC i tworzenie stron internetowych. Pragniemy się rozwijać, ale jesteśmy bardzo zadowoleni z dotychczasowej podróży. Nie było to łatwe i popełnialiśmy po drodze błędy, ale wyciągnęliśmy z nich wnioski, otrzepaliśmy się i zachowaliśmy odporność.
Bycie właścicielem małej firmy daje niesamowitą satysfakcję. Pozwala mi to na elastyczność, dzięki której mogę wspierać lokalne inicjatywy i projekty, które mnie pasjonują, a także te, w które chce się zaangażować zespół. Co więcej, udało mi się stworzyć firmę o kulturze, która dba o zespół i oferuje wszystkie dobre rzeczy, których doświadczyłem (i żadnych złych rzeczy), rozwijając swoją karierę. Od pracy hybrydowej i elastycznej, po zrelaksowane środowisko pracy, możliwość przemieszczania się między działami, uczenia się, chodzenia na wydarzenia, testowania pomysłów, nawiązywania kontaktów i po prostu dobrej zabawy po drodze. W okresie świąt Bożego Narodzenia mamy także dodatkowe dwa tygodnie urlopu.
Jestem otwartą księgą i zachęcam wszystkich wokół mnie, aby byli autentyczni i podnosili się nawzajem. Jeśli będziesz ciężko pracować i się tego trzymać, możesz osiągnąć wszystko, czego chcesz, ale wiedz, że nie jest to łatwa podróż.
Anna Morris
Dyrektor zarządzający i założyciel Quibble | Specjalista ds. PR cyfrowego i marketingu treści | Głośnik SEO z Brighton
Możesz dowiedzieć się więcej i skontaktować się z Anną na LinkedIn .